Życie na „pełen etat” w dzi­czy fascy­no­wa­ło mnie od dawien daw­na. Pro­gra­my uka­zu­ją­ce życie ludzi w ala­skań­skiej głu­szy sta­ły się w pew­nym momen­cie jedy­ny­mi pro­gra­ma­mi, jakie uka­zy­wa­ły się na moim wyświe­tla­czu. Roz­pa­la­ły wyobraź­nię, inspi­ro­wa­ły, aż wresz­cie dały porząd­ne­go kopa: „JA TEŻ TAK CHCĘ!”. Stać się samo­wy­star­czal­nym, nie­za­leż­nym i wol­nym. No i tak wpa­dłem – jak śliw­ka w kom­pot, zanu­rza­jąc się po uszy w taki wła­śnie leśny nurt off-grid.

Filo­zo­fia życia w takim sty­lu ozna­cza nie­za­leż­ność pod wie­lo­ma wzglę­da­mi; zwłasz­cza pod kątem żyw­no­ści, wody oraz cie­pła. To głów­ne fila­ry, bo do funk­cjo­no­wa­nia potrze­bu­je­my głów­nie tych rze­czy. Zaraz po tym moż­na pod­kre­ślić moż­li­wość prze­miesz­cza­nia się – czy to łodzią, czy to psim zaprzę­giem. Pozy­ski­wa­nie prą­du wła­snym sump­tem to kolej­ny punkt w tej ogrom­nej ukła­dan­ce. Wszak dzię­ki ener­gii jeste­śmy w sta­nie zro­bić wię­cej i szyb­ciej, a zaosz­czę­dzo­ny czas może­my mądrze wyko­rzy­stać… bo natu­ra nigdy za tra­pe­rem nie poczeka.

Tak jest i w moim przy­pad­ku. Mimo że pro­wa­dzę noma­dycz­ny tryb życia, w tere­nie będąc nie­mal cały czas od kil­ku lat, jed­ną nogą sto­ję JESZCZE w „sys­te­mie”. A to za spra­wą fak­tu, że pro­sto z dzi­czy (zdal­nie): piszę i wyda­ję książ­ki, pro­du­ku­ję fil­my i je udźwię­ka­wiam, two­rzę słu­cho­wi­ska; wresz­cie wyko­nu­ję i obra­biam zdję­cia, współ­pra­cu­jąc przy tym z wie­lo­ma mar­ka­mi, fir­ma­mi i insty­tu­cja­mi – to wszyst­ko zaś po to, aby mar­ka „Leśne Rze­mio­sło” kwi­tła, a rela­cja z naszej aktu­al­nej (wie­lo­let­niej) wypra­wy sta­ła na jak naj­wyż­szym pozio­mie. Daje mi to wszyst­ko wymier­ną korzyść, bowiem dzię­ki temu mogę za zapra­co­wa­ne pie­nią­dze kupić żyw­ność – dla mnie oraz mego psie­go kom­pa­na. Zamiast uga­niać się za obfi­ty­mi zbio­ra­mi czy poło­wa­mi (co jest sza­le­nie cza­so­chłon­ne i nie zawsze się uda­je), mam moż­li­wość zmo­ne­ty­zo­wać kon­tent, a naj­lep­sze dni w roku wyko­rzy­stać na prze­miesz­cza­nie się. Na nas, jak wspo­mnia­łem, natu­ra rów­nież nie czeka.

Zawsze sta­ram się być o krok przed nią, lecz w prak­ty­ce oka­zu­je się, że… led­wo nadą­żam. Ubie­gło­rocz­ny sezon uzmy­sło­wił mi jed­ną rzecz: posia­da­ne pane­le solar­ne o mocy 50W to sta­now­czo za mało, by udźwi­gnąć roz­ra­sta­ją­cy się jak na droż­dżach pro­jekt. Nie wspo­mi­na­jąc już o pra­cy w warun­kach zimo­wych za kołem pod­bie­gu­no­wym. Do tego doszła reflek­sja – ja do cywi­li­za­cji nie wra­cam! A czło­wiek tyl­ko się sta­rze­je. Za jakiś czas będę chciał osiąść gdzieś w głę­bo­kiej głu­szy; wte­dy to, umę­czo­ny lata­mi włó­czę­gi w tra­dy­cyj­nym sty­lu, z pew­no­ścią zapra­gnę odro­bi­ny kom­for­tu, świa­tła czy ener­gii do zasi­la­nia narzę­dzi. By móc robić wszyst­ko szyb­ciej, spraw­niej i mieć czas choć­by na połów ryb dla sfo­ry psów zaprzę­go­wych. Tak oto posta­no­wi­łem posze­rzyć swo­ją wie­dzę o tema­ty zwią­za­ne z elek­try­ką, a jed­no­cze­śnie roz­bu­do­wać dotych­cza­so­we źró­dła zasi­la­nia – bo im dalej w las, tym… ciemniej.

BAZA

Roz­bu­do­wa­na jed­nost­ka zasi­la­nia to plą­ta­ni­na kabli, prze­wo­dów, złącz, puszek i bez­piecz­ni­ków; trze­ba gdzieś to scho­wać. Naj­le­piej nato­miast, gdy jest to coś, co sku­tecz­nie zabez­pie­cza przed wil­go­cią oraz uszko­dze­nia­mi mecha­nicz­ny­mi (poru­sza­my się prze­cież głów­nie dro­gą wod­ną, czę­sto prze­no­sząc ekwi­pu­nek przez wie­le kilo­me­trów w trud­nym tere­nie). Jak moż­na się domy­śleć, wszel­kie goto­we roz­wią­za­nia nie były dla mnie satys­fak­cjo­nu­ją­ce – zawsze zna­la­zło się coś, co gene­ro­wa­ło wystar­cza­ją­co duży pro­blem wyklu­cza­ją­cy uży­cie. W ten spo­sób do gło­wy wpa­dła mi kon­cep­cja zabu­do­wy skrzy­ni w stan­dar­dzie IP67. Dzię­ki fir­mie Szekla4x4ofe­ru­ją­cej wycią­gar­ki WARN do samo­cho­dów tere­no­wych – otrzy­ma­łem skrzy­nię mar­ki Wolf­ca­se, o kon­kret­nych para­me­trach: na 545 mm dłu­giej, 345 mm sze­ro­kiej, 224 mm głę­bo­kiej, z wypeł­nie­niem pian­ko­wym i o odpo­wied­niej kla­sie szczel­no­ści. W sam raz, żeby zmie­ścić do niej zasi­la­nie, sprzęt do zbie­ra­nia kon­ten­tu oraz urzą­dze­nia do jego obrób­ki (takie tro­chę mobil­ne biu­ro). Aby przy­sto­so­wać skrzy­nię do pro­jek­tu, wystar­czy­ło wywier­cić czte­ry otwo­ry w ścian­ce, a tak­że zain­sta­lo­wać tam złą­cza.

Złą­cza, jak i kom­plet­ną insta­la­cję goto­wą do zło­że­nia, otrzy­ma­łem od fir­my EBMiA, któ­ra to zaj­mu­je się han­dlem czę­ścia­mi mecha­nicz­ny­mi maszyn prze­my­sło­wych, auto­ma­ty­ką i pro­jek­to­wa­niem ste­ro­wa­nia maszyn CNC oraz linii pro­duk­cyj­nych. Fir­ma ta pre­fa­bry­ku­je rów­nież roz­dziel­nie elek­trycz­ne dla maszyn, przez co mój pro­jekt był dla niej dzie­cin­ną igrasz­ką. Co wię­cej – jak na porząd­ną fir­mę przy­sta­ło, moż­na ocze­ki­wać od nich facho­we­go doradz­twa. Nie ina­czej było w moim przy­pad­ku; pra­cow­ni­cy przy­go­to­wa­li makie­ty z kar­to­nów i nagra­li film instruk­ta­żo­wy, poka­zu­ją­cy, jak mam to wszyst­ko połą­czyć w warun­kach polo­wych! Nie pozo­sta­ło mi nic inne­go, jak tyl­ko zaka­sać ręka­wy i brać się do roboty.

Poszło nie­zwy­kle spraw­nie. Za pomo­cą ręcz­nej wier­tar­ki oraz otwor­ni­cy do drew­na wywier­ci­łem czte­ry otwo­ry w ścian­ce otrzy­ma­nej skrzy­ni. W otwo­rach zain­sta­lo­wa­łem czte­ry porząd­ne, her­me­tycz­ne złą­cza elek­trycz­ne TS21 w kla­sie szczel­no­ści IP68. Dodat­ko­wo zabez­pie­czy­łem je kle­jem epok­sy­do­wym, czy­niąc je jesz­cze solidniejszymi.

ZŁĄCZA

Pierw­sze dwa zain­sta­lo­wa­ne złą­cza słu­żą do przyj­mo­wa­nia ener­gii – jed­na linia bie­gnie od pane­li sło­necz­nych (za pośred­nic­twem kon­tro­le­ra łado­wa­nia od Goal Zero), dru­ga nato­miast od tur­bi­ny wia­tro­wej. Trze­cie złą­cze prze­zna­czy­łem do przyj­mo­wa­nia ener­gii z tur­bi­ny wod­nej, lub, jeśli jej nie uży­wam, słu­ży jako wyj­ście do prze­wo­du łado­wa­nia. Jest to osob­ny, pięć­dzie­się­cio­cen­ty­me­tro­wy prze­wód z wtycz­ką, zakoń­czo­ny pusz­ką z her­me­tycz­ny­mi gniaz­da­mi 12V do poten­cjal­ne­go łado­wa­nia elek­tro­na­rzę­dzi (ale to kwe­stia przyszłości).

Czwar­te złą­cze peł­ni wyłącz­nie funk­cję wyj­ścia do insta­la­cji namio­to­wej – ozna­cza to jed­no: koniec szy­cia i repe­ra­cji ekwi­pun­ku przy bla­sku świe­czek! W tro­sce o swój wzrok, w insta­la­cji zamon­to­wa­łem: oświe­tle­nie LED wewnątrz namio­tu, halo­gen przed schro­nie­niem (choć­by po to, by nocą polar­ną nie wbić sobie sie­kie­ry w nogę pod­czas codzien­ne­go łupa­nia drew­na), wen­ty­la­tor do roz­pro­wa­dza­nia cie­pła oraz her­me­tycz­ne gniazd­ka w ścia­nach schro­nie­nia – słu­żą­ce do łado­wa­nia drob­nej elek­tro­ni­ki takiej, jak tele­fon; bez koniecz­no­ści otwie­ra­nia her­me­tycz­nej skrzy­ni, zwłasz­cza gdy leje i wszę­dzie dooko­ła pano­szy się wilgoć.

Każ­de ze złącz jest wpię­te do pusz­ki i zabez­pie­czo­ne bez­piecz­ni­ka­mi. Pusz­ka zaś pod­pię­ta jest do aku­mu­la­to­ra LiFePO4 o pojem­no­ści 20Ah, i to on peł­ni funk­cję bufo­ra ener­gii. Dzię­ki takie­mu roz­wią­za­niu pią­te zapa­so­we złą­cze (nie­za­in­sta­lo­wa­ne) mogę w przy­szło­ści wyko­rzy­stać do połą­cze­nia modu­łu aku­mu­la­to­rów zamknię­tych w innej skrzyni.

Do insta­la­cji (a ści­ślej, do pusz­ki) na sta­łe pod­pię­ta jest łado­war­ka 12V, któ­ra to sta­le pod­trzy­mu­je sta­cję zasi­la­nia Yeti 200X w goto­wo­ści do dłu­go­trwa­łej, cięż­kiej pra­cy na lap­to­pie lub łado­wa­nia dro­na za pośred­nic­twem wbu­do­wa­nej prze­twor­ni­cy 230V. Aku­mu­la­tor posia­da zabez­pie­cze­nie przed głę­bo­kim roz­ła­do­wa­niem. Rów­nież łado­war­ka do sta­cji prze­sta­je pobie­rać ener­gię z aku­mu­la­to­ra, gdy ta spad­nie poni­żej pew­ne­go pozio­mu.

Sta­cja zasi­la­nia współ­pra­cu­je za pośred­nic­twem por­tu USB 60W PD z power­ban­kiem Sher­pa 100PD. Bank ener­gii został połą­czo­ny „prze­lo­to­wo” – przyj­mu­je nad­wyż­ki ener­gii, a jed­no­cze­śnie zasi­la drob­ne urzą­dze­nia typu gło­wi­ce time­lap­se. W razie bra­ku ener­gii w aku­mu­la­to­rze, jest w sta­nie doła­do­wać sta­cję, gdy zaist­nie­je taka potrze­ba. A gdy muszę wybrać się dalej w teren – załóż­my, na kil­ku­dnio­wy reko­ne­sans tra­sy – zabie­ram ze sobą tyl­ko nie­go, zawsze naładowanego.

ZASILANIE

Pierw­szą linię, a jed­no­cze­śnie głów­ną moc sta­no­wią dwa pane­le foto­wol­ta­icz­ne Boul­der 50 w kla­sie szczel­no­ści IP65, któ­re pra­cu­ją zawsze w parze i tyl­ko sta­cjo­nar­nie – na ste­la­żu wzmoc­nio­nym odcią­ga­mi z linek sta­lo­wych. Oba pane­le posia­da­ją łącz­nie moc 100W, zaś gro­ma­dzo­ną ener­gię dopro­wa­dza­ją za spra­wą fabrycz­nych prze­dłu­ża­czy (2x9metrów) do kon­tro­le­ra łado­wa­nia o mocy mak­sy­mal­nej 10A, rów­nież od Goal Zero. Nie­mal wszyst­kie złą­cza w tym zesta­wie połą­czy­łem na sta­łe i zawul­ka­ni­zo­wa­łem. Wyją­tek sta­no­wi gniaz­do (wej­ścio­we) 8mm, któ­re to osa­dzi­łem w her­me­tycz­nej pusz­ce z uszczel­ką (otwie­ra­nej klip­sem). Dzię­ki takie­mu roz­wią­za­niu mam moż­li­wość w pochmur­ne dni pod­łą­czyć panel z dru­gie­go zesta­wu solar­ne­go, a ści­ślej, skła­da­ny Nomad 50, uzy­sku­jąc w ten spo­sób więk­szą moc na linii „solar­nej”. Jeśli nato­miast słoń­ce scho­wa się za drze­wa­mi, jak­by wyłą­cza­jąc pierw­szy zestaw, mogę odłą­czyć Nomad 50 od spa­ro­wa­nych Boul­de­rów, pod­łą­czyć do nie­go power­bank Sher­pa 100PD, i bez mar­twie­nia się o dłu­gość prze­wo­du, wysta­wić dru­gi zestaw na eks­po­zy­cję słoń­ca; nawet sto metrów od obozu.

Skła­da­ny panel z dru­gie­go zesta­wu daje mi tak­że moż­li­wość zamon­to­wa­nia go na pokła­dzie canoe pod­czas prze­miesz­cza­nia się; mogę go wte­dy pod­łą­czyć do skrzy­ni (za pośred­nic­twem kon­tro­le­ra), ale może on też zasi­lać Sher­pa 100PD. Wraz z Nomad 50 – na ste­la­żu lub na pokła­dzie canoe – pra­cu­je mniej­szy panel; taki o mocy 25W, któ­ry to nie­za­leż­nie ładu­je naj­drob­niej­szą elek­tro­ni­kę do zbie­ra­nia kon­ten­tu: bate­rie do kame­ry, apa­ra­tu­rę ste­ru­ją­cą czy też zasi­la­nie do małe­go riga ope­ra­tor­skie­go. Oba zesta­wy pane­li dys­po­nu­ją łącz­ną mocą 185W.

Dru­ga linia zasi­la­nia to popu­lar­na tur­bi­na wia­tro­wa M300, dostar­czo­na przez fir­mę San­ko. Sze­ścio­ło­pa­to­wy sprzęt posia­da moc 90W i napię­cie 12V, ma wbu­do­wa­ny kon­tro­ler i dopro­wa­dza ener­gię bez­po­śred­nio do skrzy­ni, w czym pośred­ni­czy dwu­dzie­sto­me­tro­wy prze­wód zakoń­czo­ny her­me­tycz­nym złą­czem. Tur­bi­na moco­wa­na jest do gru­bej żer­dzi o śred­ni­cy 9 cm, na wyso­ko­ści do trzech metrów, a to dzię­ki adap­te­ro­wi wyko­na­ne­mu na zamó­wie­nie u ślu­sa­rza. Drzew­ny maszt sta­bi­li­zu­je sie­dem sta­lo­wych linek u góry, oraz czte­ry u dołu. Jest to nasze jedy­ne źró­dło zasi­la­nia w naj­krót­sze dni w roku oraz pod­czas nocy polarnych.

Lecz to nie koniec jej zadań. Mimo moż­li­wo­ści pod­łą­cze­nia tur­bi­ny wod­nej do trze­cie­go wej­ścia w skrzy­ni, w naj­bliż­szym cza­sie tur­bi­na wia­tro­wa otrzy­ma tak­że ele­men­ty adap­ta­cyj­ne zmie­nia­ją­ce ją w gene­ra­tor tur­bi­ny wod­nej. Jest to roz­wią­za­nie tym­cza­so­we, bowiem na pokła­dzie canoe bra­ku­je miej­sca na dodat­ko­wy gene­ra­tor. Tym­cza­sem gra jest war­ta zacho­du, wszak nie zawsze ist­nie­je moż­li­wość uzy­ska­nia ener­gii z wia­tru lub słoń­ca, zaś poto­ki wpa­da­ją­ce do jezior lub rzek sta­no­wią dosko­na­łe źró­dło nie­prze­rwa­ne­go zasi­la­nia. Pro­jekt mul­ti­pli­ka­to­ra do tur­bi­ny oraz łopa­tek napę­dza­ją­cych jest pro­sty, lek­ki i zaj­mu­je nie­wie­le miejsca.

PODSUMOWANIE

Cała insta­la­cja zosta­ła zapro­jek­to­wa­na do pra­cy w napię­ciu 12V. Dwie linie zasi­la­nia, dzia­ła­ją­ce hybry­do­wo, posia­da­ją łącz­nie moc 275W, a łącz­na prze­strzeń na zma­ga­zy­no­wa­nie ener­gii wyno­si 678Wh. Mak­sy­mal­na moc, z jaką mogę łado­wać aku­mu­la­tor będą­cy bufo­rem ener­gii, to 10A, nato­miast aku­mu­la­tor może pozo­sta­wać pod mak­sy­mal­nym obcią­że­niem do 20A. Sta­cja zasi­la­nia – posia­da­ją­ca m.in. gniazd­ko 230V – może pra­co­wać z mak­sy­mal­nym obcią­że­niem 120W. Dywer­sy­fi­ka­cja źró­deł zasi­la­nia pozwa­la mi łado­wać aku­mu­la­to­ry nie­mal bez przerw, z kolei wodo­od­por­ność urzą­dzeń (poza dwo­ma skła­da­ny­mi pane­la­mi solar­ny­mi z dru­gie­go zesta­wu) daje mi moż­li­wość sta­łej eks­po­zy­cji na warun­ki panu­ją­ce w natu­rze. Na rze­tel­ne infor­ma­cje z testów jest jesz­cze za wcze­śnie; gdy spły­ną dane z kil­ku mie­się­cy, na ich pod­sta­wie podam kon­kret­ne liczby.

SPONSORZY PROJEKTU ELEKTROWNI