O MNIE

Nazy­wam się Tomasz Pater­ski i przy­sze­dłem na świat w 1988 roku. Pocho­dzę z zie­lo­nej kra­iny poło­żo­nej nad rze­ką Wisłą. Los nie­ro­ze­rwal­nie złą­czył mnie z tra­per­skim fachem oraz tra­dy­cyj­nym rze­mio­słem. To wła­śnie lasy bore­al­ne prze­mie­rza­ne w tra­dy­cyj­nym sty­lu jak za daw­nych lat robi­li to tra­pe­rzy Ame­ry­ki Pół­noc­nej są moją życio­wą prze­strze­nią. To w niej reali­zu­ję pro­jek­ty wokół sztu­ki leśne­go obo­zo­wa­nia (w roli prze­wod­ni­ka i instruk­to­ra), jak i rów­nież pro­jek­ty wyzwań dla mnie same­go, przy­bie­ra­ją­ce postać samot­nych wypraw w odlud­ne obsza­ry taj­gi. Choć samot­nie, to jed­nak nie do koń­ca: wędru­ję bowiem z dwo­ma kom­pa­na­mi Nano­okiem oraz Wydrą. A tak­że z coraz sil­niej­szą pasją, któ­ra szep­cze mi na ucho: nie podą­żaj tam, gdzie wie­dzie ścież­ka. Zamiast tego pójdź tam, gdzie jej nie ma, i wytycz szlak. Chcesz wie­dzieć, jaka histo­ria wyło­ni­ła się z wysłu­cha­nia tej wska­zów­ki? Poznaj ją zatem sam…

Wszyst­ko mia­ło swój począ­tek w Księ­ży­cu Dłu­giej Suszy, przez nie­któ­re ludy miesz­ka­ją­ce na pół­no­cy zwa­nym też Niedź­wie­dzim Księ­ży­cem. Nie­wie­le cza­su musia­ło upły­nąć, bym już we wcze­snym dzie­ciń­stwie sta­nął twa­rzą w twarz z lasem, a to za spra­wą prze­pro­wadz­ki rodzi­ców do dom­ku poło­żo­ne­go na skra­ju łąki w pobli­żu oko­licz­nych, wiecz­nie szu­mią­cych i zie­lo­nych drzew. Był to las pol­ski, rosną­cy nie­opo­dal Pozna­nia; wiel­ki bór cze­ka­ją­cych na mnie wkrót­ce przy­gód, któ­ry roz­kwitł do posta­ci leśne­go pla­cu zabaw. W nim sta­wia­łem pierw­sze sza­ła­sy pod pach­ną­cy­mi żywicz­ny­mi sosna­mi, będą­cy­mi dla mnie jak dro­go­wska­zy pod­czas wędró­wek w leśne knie­je. Nabra­łem tam doświad­cze­nia w dzie­dzi­nie poło­wu ryb, w czym udział mie­li czte­rej moi wujo­wie i ojciec, któ­rzy nie­stru­dze­nie wspie­ra­li mnie, bym chło­nął tę trud­ną i fascy­nu­ją­cą sztu­kę. Pro­lo­go­wo, zaprzę­gnę­li­śmy bar­dzo sta­ro­daw­ne meto­dy poło­wu, zdmu­chu­jąc kurz histo­rii z kijów bam­bu­so­wych i lesz­czy­no­wych, bym poła­wiał nimi ryby nad leśny­mi woda­mi. Prze­ro­bi­łem sze­reg jesz­cze bar­dziej wymyśl­nych spo­so­bów, zanu­rza­jąc się coraz głę­biej w tra­per­ski kli­mat. Mniej wię­cej w tym okre­sie po raz pierw­szy zmie­rzy­łem się też z har­cer­stwem, choć samo spa­nie poza domem nie było dla mnie kamie­niem węgielnym.

Już naj­młod­sze Tom­ko­we lata rodzi­ce okra­szy­li wyjaz­da­mi nad szu­mią­ce morze i dorów­nu­ją­ce mu błę­ki­tem jezio­ra. To one wyzna­cza­ły nam czas snu w sta­rych, bre­zen­to­wych namio­tach, spo­wi­tych aro­ma­tem drzew i pul­su­ją­ce­go życiem ogni­ska. Samo obco­wa­nie z wsią nauczy­ło mnie wie­lu przy­dat­nych umie­jęt­no­ści, choć ta aku­rat wio­ska, w któ­rej miesz­ka­łem, nie była arche­ty­pem wsi zna­nej z rol­nic­twa. Nie­mniej, czas spę­dzo­ny wła­śnie na niej, a ści­ślej spę­dzo­ny z dziad­ka­mi na ich dział­ce, zaowo­co­wał doświad­cze­niem z upra­wą roślin i hodow­lą zwie­rząt. Co waż­ne, towa­rzy­szą­cy mi od dziec­ka widok ubi­ja­nych zwie­rząt, nie stłam­sił we mnie współ­czu­cia ani też sza­cun­ku do miesz­kań­ców prze­past­nych borów. Dzia­dek był dla mnie nauczy­cie­lem z praw­dzi­we­go zda­rze­nia. Mistrzem przy­ro­dy, opo­wia­dań o zwie­rzę­tach, jak i daw­nych spo­so­bach życia… Wypra­wy do lasu na grzy­by i owo­ce orga­ni­zo­wał razem z bab­cią; z eska­pad tych zaś, kieł­ko­wa­ły pasjo­nu­ją­ce lek­cje taj­ni­ków zbie­ra­nia leśnych skar­bów. Dziad­kom dotrzy­my­wa­li kro­ku rodzi­ce, zabie­ra­jąc mnie i bra­ta do kra­iny wyrzeź­bio­nej przez ogrom­ne lodow­ce, gdzie chmu­ry spo­ty­ka­ją się z Zie­mią. Wów­czas, będąc jesz­cze nasto­lat­kiem, po raz pierw­szy opu­ści­łem rodzi­me Maniecz­ki na znacz­nie dłu­żej, poko­nu­jąc ponad sto kilometrów.

Tchną­cy nie­wąt­pli­wą facho­wo­ścią cel tej podró­ży  sie­ra­kow­skie Tech­ni­kum Rybac­twa Śród­lą­do­we­go jesz­cze wyraź­niej zakre­ślił przede mną ścież­ki rybac­twa sta­wo­we­go, jezio­ro­we­go i rzecz­ne­go. Czas ten sprzę­żo­ny był rów­nież z har­cer­stwem; to wła­śnie tam, w kró­le­stwie nie­bie­skich, fali­stych jezior, zosta­łem dru­ży­no­wym, a zara­zem współ­uczest­ni­kiem suk­ce­sów, jakie odno­si­ła moja dru­ży­na w dzie­dzi­nie tere­no­znaw­stwa i sztu­ki prze­trwa­nia. Dobre wyni­ki osią­ga­ne na obo­zach jesz­cze bar­dziej wzmoc­ni­ły to, co har­cer­stwo zaszcze­pi­ło u mnie w ogól­no­ści: nie­okieł­zna­ną chęć prze­by­wa­nia w lesie. Nie­ko­niecz­nie w towa­rzy­stwie węd­ki. Waż­ne, by ota­czał mnie las i uno­szą­ca się w jego czy­stym powie­trzu har­mo­nia dwóch zapa­chów: woń żywi­cy z nutą przy­go­dy. Kie­dy minął burz­li­wy okres w moim życiu, w któ­rym rolę leśnej ścież­ki gra­ła chwi­lo­wo pię­cio­li­nia, pew­ne­go dnia pozwo­li­łem ponow­nie zapło­nąć ognio­wi pasji, któ­ry skie­ro­wał mnie znów wgłąb tajem­ni­czych borów. Taki ogień uwierz nie jest dla tego śro­do­wi­ska nie­bez­piecz­ny. Czy jed­nak pozwo­li­łem jest dobrym sło­wem? W zasa­dzie, nie potra­fi­łem ina­czej. To było jak ude­rze­nie gro­mu, któ­re wywo­ła­ło bły­ska­wicz­ną decy­zję. Po pro­stu, któ­re­goś ran­ka nagle spa­ko­wa­łem ple­cak, wrzu­ci­łem doń nóż kuchen­ny, menaż­kę, strzę­pek folii na dach, mapy i sznurek. 

Ten pospiesz­nie skle­co­ny rynsz­tu­nek był moim jedy­nym kom­pa­nem w instynk­tow­nej dro­dze do tego same­go lasu, któ­ry pamię­tał mnie jako pod­rost­ka spa­ce­ru­ją­ce­go z dziad­ka­mi. Celem owe­go sza­leń­stwa był brak punk­to­we­go celu, a kon­kret­nie: zaj­ście tak dale­ko w leśne mean­dry, by po pro­stu się w nich zagu­bić. Pozor­ne sza­leń­stwo zawie­ra­ło nie­świa­do­mą meto­dę na rzu­ce­nie sobie wyzwa­nia: roz­bu­dze­nie w sobie jesz­cze inten­syw­niej­szej potrze­by obco­wa­nia z natu­rą i zwią­za­nych z tym prze­żyć, ocie­ra­ją­cych się o eks­tre­mum. Cel został osią­gnię­ty, i to z pokaź­ną nawiąz­ką. Powrót do lasu połą­czo­ny z powro­tem do wspo­mnień, zro­dził we mnie wizję wła­snej szko­ły sztu­ki prze­trwa­nia, a idea sta­ła się rze­czy­wi­sto­ścią. Powsta­ło bowiem miej­sce, w któ­rym szko­li­łem mło­dzież żąd­ną wie­dzy sur­wi­wa­lo­wej, nie stro­nią­cej od wspi­nacz­ki zarów­no skał­ko­wej, jak i wyso­ko­gór­skiej. Była to spo­ra gru­pa, wśród któ­rej naj­licz­niej­si byli człon­ko­wie orga­ni­za­cji para­mi­li­tar­nych. Nie odry­wa­jąc się od sta­no­wi­ska instruk­to­ra sur­wi­wa­lu mili­tar­ne­go w Związ­ku Strze­lec­kim Strze­lec, rów­no­le­gle zor­ga­ni­zo­wa­łem wie­le wypraw spod szyl­du bush­cra­ftu, a tak­że kil­ka zlo­tów, na któ­re zje­cha­li się ludzie z całej kra­iny pokry­tej zie­lo­ny­mi dywa­na­mi. Wten­czas dotar­ło do mnie, że nie tyl­ko ja chcę poznać nasze, zamiast tyl­ko chwa­lić cudze.

Mało tego: że dzię­ki wytrwa­ło­ści w pasji, uda­wa­ło mi się jed­no­czyć coraz wię­cej roda­ków wokół buj­nej, żywio­ło­wej kon­cep­cji bush­cra­ftu. Zami­ło­wa­nie do prze­by­wa­nia w lasach, napę­dza­ne pięk­nym, choć nie­po­zor­nym zwro­tem sło­wiań­skiej natu­ry ku jej korze­niom, roz­bu­do­wa­ło się do znacz­nie więk­szych roz­mia­rów. Wszyst­kie wcze­śniej­sze doświad­cze­nia przy­czy­ni­ły się wszak do powsta­nia Leśne­go Rze­mio­sła. Gdy poło­ży­łem pod­wa­li­ny pro­jek­tu, nie spo­dzie­wa­łem się, że pochło­nie mnie on bez­kre­snie… Konie, psy zaprzę­go­we, dłu­gie, lecz nie żmud­ne wypra­wy kana­dyj­ką w dzie­wi­cze tere­ny, pra­ca w cha­rak­te­rze sto­la­rza i cie­śli… wszyst­ko to sta­ło się pusz­czą nowych wyzwań, któ­ra roz­ra­sta­jąc się przede mną wraz z pro­jek­tem Leśne­go Rze­mio­sła, nie splą­ta­ła jed­nak mych dróg. Prze­ciw­nie anga­żo­wa­łem się coraz sil­niej w naby­wa­nie kolej­nych umie­jęt­no­ści, w co wli­cza­ło się tak­że sta­wia­nie chat z bali w spo­sób tra­dy­cyj­ny, szy­cie w skó­rze, opra­wia­nie zwie­rząt, czy wypra­wia­nie skór pry­mi­tyw­ny­mi, choć bar­dzo poucza­ją­cy­mi meto­da­mi. W koń­cu, nur­to­wać zaczę­ło mnie też rze­mio­sło myśliw­skie. Pod wpły­wem fascy­na­cji tra­per­stwem, dałem się porwać histo­rii tra­pe­rów Ame­ry­ki Pół­noc­nej. Kolek­cjo­no­wa­łem sprzęt, roz­po­czy­na­jąc tym samym przy­go­dę z rekon­struk­cją historyczną.

Strze­lec­two i broń czar­no­pro­cho­wa sta­ły się zatem mym oczkiem w gło­wie. Dzię­ki tak skru­pu­lat­nej nauce, gros aktu­al­ne­go ekwi­pun­ku wypraw­ne­go ma źró­dło w moim warsz­ta­cie i wyko­na­niu. Paląc most powrot­ny do cywi­li­za­cji, na któ­rej wręcz doko­na­łem egze­ku­cji, roz­po­czą­łem praw­dzi­wą przy­go­dę. Z kie­szon­ko­wym kom­pa­sem w dło­ni wyzna­czy­łem azy­mut na Gwiaz­dę Polar­ną, naprze­ciw­ko mnie leża­ła książ­ka Wal­den któ­rej auto­rem był Hen­ry David Tho­re­au. Miłość do bore­al­nych lasów i tra­per­skie­go, suro­we­go życia, zapro­wa­dzi­ły mnie na peł­no­krwi­ste tere­ny pół­no­cy, gdzie też zamiesz­ka­łem. Dziś, las jest więc moim auten­tycz­nym domem, a jego szla­ki kory­ta­rzem, któ­ry prze­mie­rzam w kla­sycz­ny spo­sób dosko­na­ląc się w fachu tra­pe­ra i prze­wod­ni­ka. Tra­dy­cyj­nie co do metod, i rów­nie nie­odmien­nie, z tym samym pra­gnie­niem spro­sta­nia nieznanemu.

Lat

Szkoleń

Publikacji

DNI W PODRÓŻY

DOŚWIADCZENIE

Technikum Rybactwa Śródlądowego

2004 2007

Rybac­two sta­wo­we, jezio­ro­we oraz rzecz­ne. Bio­lo­gia zbior­ni­ków i cie­ków wod­nych. Ana­to­mia oraz fizjo­lo­gia ryb.

Paterski – Szkoła Sztuki Przetrwania

2012 2014

Orga­ni­za­cja szko­leń dla orga­ni­za­cji para­mi­li­tar­nych i służb mun­du­ro­wych oraz per­so­ne­lu cywilnego.

Leśne Rzemiosło

2014 2022

Publi­ka­cje mate­ria­łów edu­ka­cyj­nych, orga­ni­za­cja wypraw oraz szko­leń. Pro­duk­cja sprzę­tu i tra­dy­cyj­ne rzemiosło.

ZHP

2004 2007

Zwią­zek Har­cer­stwa Pol­skie­go dru­ży­no­wy i instruktor.

ZSS

2013 2015

Zwią­zek Strze­lec­ki Strze­lec instruk­tor sztu­ki przetrwania.

STOLARZ

2014 2019

Pra­ca w cha­rak­te­rze sto­la­rza meblo­we­go i budowlanego.

CIEŚLA

2016 2019

Budo­wa chat tra­per­skich meto­dą tra­dy­cyj­ną oraz wolontariat.

MASZER

2018

Wolon­ta­riat pra­ca w kene­lu psów zaprzęgowych.

DRWAL

2019 – 2020

Pra­ca na sta­no­wi­sku pila­rza w Zakła­dzie Usług Leśnych.